17 . maj 2020 | by Aleksandra Kral
Radość to emocja bardzo pożądana. Jest jak ogromny zastrzyk energii, takie paliwo dla naszego organizmu. Daje nam poczucie zadowolenia, szczęścia, rozbawienia. Czasem tak bardzo za nią tęsknimy, że aby choć przez chwilę ją poczuć sięgamy po substancje, które miałyby sztucznie ją wywołać.
Cierpienie na ustach, radość w kieszeni
W naszej kulturze radość jest mocno tłumiona. Dzieci, owszem, mogą ją pokazywać, skakać, biegać, krzyczeć: hurra!, cieszyć się, ale im starszy osobnik, tym bardziej radością się nie dzieli. Łatwiej nam głośno narzekać, niż śmiać się i tryskać humorem. Tego zadowolenia pragniemy, ale gdy przychodzi, trzymamy je w sobie. Z obawy przed tym, że ktoś mógłby uznać to za mocno odmienne od standardów, a więc dziwne, chore, nienormalne. A może boimy się czyjejś zazdrości? Cechą naszej narodowej tożsamości jest niestety skłonność do cierpiętnictwa, więc nie chcąc odstawać od normy, z pokolenia na pokolenie uczymy się jak nie wychodzić przed szereg ze swoją radością. A przecież radość jest zaraźliwa. Jakże miło byłoby poruszać się po mieście widząc uśmiechnięte twarze, życzliwie nastawione do innych.
Bardziej cieszy to, co jest wynikiem naszych starań
Radość jest emocją, o którą w odróżnieniu od np. smutku, trzeba się trochę postarać. Największą radość odczuwamy, gdy jest ona wynikiem naszego wysiłku, jakiejś włożonej pracy, dążeń. Czasem pojawia się też bez naszego wpływu, choć wówczas jej odczuwanie jest nieco mniej intensywne. Wyobraźmy sobie, że pracujemy ciężko, aby kupić sobie np. samochód. W końcu po jakimś czasie oszczędności, pracy, wyrzeczeń kupujemy wymarzone auto. A teraz porównajmy to z sytuacją, gdy ten sam samochód dostajemy w prezencie od kogoś. Radość występuje w obu przypadkach, efekt jest ten sam – mamy wymarzone auto, ale w pierwszym przypadku to my mieliśmy na to wpływ, w drugim, kto inny. W pierwszym przypadku radość jest jakby większa, bo dochodzi ten nasz udział. Mamy przekonanie, że sami jesteśmy w stanie osiągnąć zadowolenie, że nasze poczucie radości jest zależne od nas.
Radość na taśmie produkcyjnej
Radość nie musi wiązać się z jakimś osiągnięciem czy posiadaniem czegoś materialnego. Może np. cieszyć nas spacer po lesie lub gorąca kąpiel czy odpoczynek na hamaku. Albo chwila spędzona w samotności. Przykładów może być wiele. Najważniejszym jest, aby odkryć to, co sprawia nam radość. Poznać siebie lepiej, przyjrzeć się temu, co nas cieszy. A kiedy już się tego dowiemy, zacząć dbać o to, aby w naszym życiu pojawiały się te sytuacje, które dają nam satysfakcję. Produkcja tych sytuacji powinna wejść nam w nawyk.
Radość, ponieważ jest tak upragniona, jest też świetną kartą przetargową. Takim biznesowym wabikiem. Reklamy obiecują nam tę pożądaną emocję w zamian za kupno tego, czy tamtego. Bazują na naszym pragnieniu bycia szczęśliwym, projektując reklamę, która działa na nasze wyobrażenie o tym jak wspaniale byłoby czuć zadowolenie. A potem dają nam produkt, który te nasze fantazje spełni. Jeśli ktoś czerpie radość z posiadania nowych gadżetów, to może poczuje się mniej oszukany, przynajmniej przez chwilę.
Z radością można też przegiąć
Niektórzy są tak uzależnieni od tego pozytywnego uczucia, że gdy tylko mija, zrobią wszystko, aby go znów odczuwać. Nie chcą żadnej innej emocji. Tylko radość są w stanie znieść. Są niecierpliwi, nie chcą długo czekać. Aby znów ją poczuć, sięgają po sztuczne substancje oszałamiające – alkohol, narkotyki itd. Po jakimś czasie nie są już w stanie cieszyć się bez ich pomocy. Tak jakby tracili swoją naturalną moc, sprawczość. Ciężko to odzyskać, bo organizm przyzwyczaja się, że dostaje coś z zewnątrz, co daje mu endorfinowego kopa, więc traci umiejętność produkcji tych substancji samodzielnie. Aby potem tę zdolność odzyskał, potrzeba sporo czasu.
Niektórzy, aby odczuwać radość – zakochują się. Zakochanie ma taką moc jak narkotyk. Jednak działanie, podobnie jak przy tych odurzających substancjach, ma ograniczony czas trwania. Potem trzeba dawkę odnowić. Czyli zakochać się znowu. Stan zakochania trwa dość krótko, bo maksymalnie ok. 2 lat. A potem? Potem kończy się haj i jeśli nie potrafimy znieść także pewnej dawki frustracji, to musimy zakochać się znowu. I tak w kółko.
Przepis na radość:
- garść samopoznania
- szczypta przyprawy z półki o nazwie „co nas cieszy”, którą przygotowaliśmy ze składników dobrze poznanych, które są zgodne z naszym gustem smakowym
- uważność w trakcie przyrządzania potrawy – skupianie się na tym daniu, które aktualnie przyrządzamy, nie porównywaniu z poprzednią potrawą, ani fantazjowaniu o tym jak wspaniała mogłaby być, gdyby np. dodać do niej składnik, którego nie mamy albo gdybyśmy byli profesjonalnym kucharzem
Poznaj siebie z pomocą psychoterapeuty. Umów się na konsultację już dziś!