18 . kwi 2020 | by Aleksandra Kral
Lubimy wyzwania. Chętnie bierzemy w nich udział, aby móc trochę porywalizować z innymi. By się sprawdzić, nie odstawać, być na czasie. Jednak głównie bierzemy w nich udział dla rozrywki, czy dobrej zabawy. Decydujemy się na nie dobrowolnie i zanim w nie wchodzimy, wiemy jakie są zasady. Teraz też bierzemy udział w wyzwaniu, bardzo popularnym, globalnym wyzwaniu, które ktoś rzucił nam bez opcji wyboru.
Do tego wyzwania nie mieliśmy możliwości się przygotować
Zasady nie były ściśle określone, aby móc realnie ocenić, czy będziemy w stanie temu podołać. Podjęliśmy się wyzwania „zostań w domu”, ale zaraz potem okazało się, że w pakiecie z tym wyzwaniem jest jeszcze jedno: „24/7 razem”. Pewnie wielu z nas, z każdym kolejnym dniem, zadaje sobie pytanie, czy aby na pewno cel tego wyzwania ma charakter prozdrowotny. I czy w tym mega pakiecie nie dostaliśmy przypadkiem, w gratisie, jeszcze jednego wyzwania pt.: „rozwód w pierwszym możliwym terminie” lub „kiedy skończy się kwarantanna, wyjdę z domu i już nie wrócę… do ciebie!”
Nigdy wcześniej nie mieliśmy takiej okazji, by spędzać razem tyle czasu. Praca, codzienne obowiązki, sport, rozrywka, to wszystko sprawiało, że mogliśmy skupić swoją uwagę na czymś poza drugą osobą. Mieliśmy też dużo mniej możliwości wspólnych interakcji. Kiedy nie widzieliśmy się z drugą połówką większość dnia, zdążyliśmy zatęsknić za jej głosem, obecnością, nabraliśmy ochoty, aby podzielić się z nią tym, co mieliśmy okazję przeżyć bez niej. Gdy więc wieczorem wreszcie oboje dotarliśmy do domu, mogliśmy wymieniać się opowieściami. Jeśli coś nam wówczas przeszkadzało z drugiej strony, znosiliśmy to lepiej lub gorzej, ale z pewnością krócej. Krócej, bo zawsze można było zjawić się w domu później albo umówić się na spotkanie ze znajomym, żeby skoncentrować się na czymś innym.
To, co wcześniej trochę przeszkadzało, teraz staje się nie do wytrzymania.
To, co wcześniej lekko nas irytowało, jest teraz powodem ogromnej złości. A wszystko przez czas trwania dyskomfortu. To tak jak z bólem zęba – jak zaboli przez chwilę i przejdzie to jest to nieprzyjemne, ale upłynie jeszcze sporo czasu zanim zadzwonimy do dentysty, ale gdy boli non stop, nie dając nam chwili odpoczynku, łapiemy za słuchawkę i umawiamy termin na już.
Czy mamy szansę znaleźć jakieś lekarstwo, które pomoże nam zmniejszyć cierpienie, czy musimy umówić się z prawnikiem na usunięcie źródła bólu?
Przede wszystkim – kiedy czujemy frustrację, nie jesteśmy dobrymi diagnostami. Przyczyn naszego cierpienia może być dużo więcej, jednak my całą swoją uwagę skupiamy na jednej. A gdy mamy ją na celowniku, trudno nie oprzeć się pokusie oddania strzału. Czujemy się jak na polowaniu i choć nie była to nasza ulubiona aktywność, z braku innych, staje się całkiem niezłą formą spędzania czasu. Ok. Tylko zamiast karabinu, nadstawmy zaciekawione ucho zwrócone w kierunku partnera czy partnerki i życzliwe oko, chętne zobaczyć w nim lub niej coś nowego. Te same części ciała zwróćmy też w swoim kierunku – to przecież znakomity czas, aby lepiej zrozumieć siebie. Czas, którego zwykle właśnie na to nam brakowało.
Zwykle łączymy się w pary szukając tego, co jest nam wspólne, ale to, co naprawdę sprawia, że związek dwojga ludzi potrafi przetrwać długie lata, a nawet i całe życie to akceptacja tego, czym się różnimy między sobą. Może więc ten czas spowodował, że odkryliśmy więcej takich różnic i teraz trzeba nauczyć się je tolerować. Każdy z nas ma swój sposób reagowania na stres, czasem owe reakcje mogą wydawać się nam niezrozumiałe lub zaskakujące, dobrze wtedy pamiętać, że po prostu się różnimy, a nie od razu wystawiać negatywną ocenę.
Rozwój czy rozwód?
Piosenka związku to nie tylko wesoły refren, ale i zwrotki składające się z innych melodii. Teraz, w tym stresującym okresie, trzeba może bardziej uważnie przesłuchać cały kawałek.
Nasza trudność może wynikać też z tego, że oczekujemy od drugiej osoby, aby zaspokoiła wszystkie nasze emocjonalne potrzeby, które wcześniej były zaspokajane także przez kogoś innego. Może warto więc użyć technologii, aby część z nich zrealizować poza związkiem, np. podczas rozmowy video z przyjacielem.
Mimo, iż znajdujemy się pod jednym dachem, można zadbać o chwile samotności, np. w drugim pokoju, garażu czy ogrodzie albo wsadzić nos w interesującą książkę czy artykuł, tak aby choć przez chwilę pobyć samemu. Może to wniesie trochę świeżości w rozmowy, a może zwyczajnie pozwoli trochę od siebie odpocząć.
Na wybór tego wyzwania nie mieliśmy wpływu, ale zawsze mamy wpływ na sposób jego wykonania i jego rezultat. Od nas zależy czy to wyzwanie, w pakiecie, będzie zawierało kolejne o nazwie „rozwój” czy też „rozwód.”
Masz problem w związku? Zadzwoń!